Gościem naszego wywiadu jest Adrian Ahmad (polski kickboxer), który na łamach portalu artoffoto.eu dzieli się swoją historią na drodze po marzenia i który na gali Angels of Glory 2 w Sandomierzu w dniu 5 listopada debiutował na ringu bokserskim.
Polecamy gorąco!
Na początek standardowe pytanie, a właściwie dwa. Dlaczego sporty walki? Od czego zaczęła się przygoda z tą dyscypliną sportu?
Sporty walki zaczęły się u mnie w rodzinie — od starszego brata i kickboxingu. Kiedy on walczył, ja marzyłem o piłce nożnej. Kontuzja i na pierwszy trening tajskiego boksu zabrał mnie kolega, za co serdecznie mu dziękuję. Tak właściwie zostało do dziś. I tak zostanie.
Zastanawia mnie Twoje nazwisko. Jest takie niepolskie, a zdumiewająco dobrze mówisz po polsku.
Wszyscy o to pytają (śmiech). Mój ojciec jest z pochodzenia Syryjczykiem. Przyjechał do Polski na wymianę studencką w wieku 18 lat, zakochał się i tu został! Uprzedzam kolejne pytanie (śmiech). Jest katolikiem.
(Śmiech) Rozumiem, że masz Polski paszport?
Tak, kradziony (śmiech).
Szukając informacji na Twój temat, w Internecie natrafiłem na wzmiankę, że byłeś Mistrzem Europy w kickboxingu? Powiedz nam trochę więcej na ten temat. W jakich formułach walczyłeś?
Walczyłem w formule K1 i low-kick, w której w 2012, 2013, 2014 zdobyłem tytuł Mistrza Polski, a w 2013 roku wygrałem Mistrzostwo Europy. Rok później odbywały się Mistrzostwa Świata. Pragnąłem tego tytułu, ale nie udało mi się zdobyć. Odpadłem w pierwszej fazie turnieju. Mistrzostwa rangi Europy czy Świata zbierają w sobie mistrzów poszczególnych reprezentacji mierzących się ze sobą w ramach turnieju/drabinki także w ciągu jednego turnieju toczysz kilka nawet 5 walk z innymi mistrzami krajów w drodze do złota.
Wybrałeś bardzo kontaktowy sport. Czy zdarzyły się sytuacje, które zagroziły zdrowiu czy zahamowały rozwój kariery sportowej?
Niestety było ich za dużo. To wynika z wielu czynników m.in. edukacji o odżywianiu, regeneracji, snu, rozciąganiu i zbyt ambitnej osobowości. Po trzech złamaniach kości śródręcza lekarze nie dawali mi szans na powrót do sportu, ale nie przestałem wierzyć, że wrócę do mojej walki. Szukałem każdej możliwej drogi aż w końcu podjąłem ryzyko z najlepszym chirurgiem dr Bonczarem i jestem z powrotem w walce o marzenia. Zajęło to prawie dwa lata, ale to wszystko za mną i wiele się zmieniło. Nic nie dzieje się bez przyczyny a wiara czyni cuda.
Uraz i operacja ręki jest niewątpliwie największą zmorą zawodników sportów walki. Co, zatem zmotywowało Cię i co dało tyle siły, by powrócić na ring po tak ciężkiej operacji?
To tak jakbyś w jednej chwili usłyszał glos mówiący ,,nie, nie dostaniesz już nigdy nawet szansy na walkę o marzenia”. To było niesprawiedliwe i mega bolesne przeżycie. Ta walka to najtrudniejsza z dotychczasowych, ale wygrałem.
Co robiłeś zaraz po operacji, w okresie abstynencji sportowej? Odpuściłeś całkowicie sport?
Nie było innego wyjścia. Już nie raz kontuzje odnawiały mi się, bo zbyt szybko wracałem do treningów. Dużo poświęcałem czasu na poszerzanie wiedzy dotyczącej kontuzji, zdrowia i regeneracji.
Miałem przyjemność oglądać Twoją pierwszą bokserską walkę na Gali Mistrzów Sportów Walki „Angels of Glory” w Sandomierzu. Wygrałeś przez techniczny nokaut w drugiej rundzie i udanie zadebiutowałeś w boksie. Muszę przyznać, że widziałem chęć walki i wolę zwycięstwa od samego początku, pomimo że przeciwnik bardziej doświadczony. Widać było także dobre przygotowanie fizyczne i spokój. To w boksie podstawy i to także domena mistrzów. Jak więc przygotowywałeś się do walki? Pracuje z Tobą specjalny sztab szkoleniowy?
Miałem teraz burzliwy okres w życiu i trochę zmian, więc przyznam się, że nie byłem przygotowany w stu procentach. Wakacje spędzone w Anglii na treningach i pracy. Później przeprowadzka z Rzeszowa do Warszawy i jeszcze zostało mi półtora roku studiów zaocznych w Rzeszowie, które trochę czasu zabierają. W Warszawie dba o mnie trener Łukasz Malinowski z Knockout Gym, a w Rzeszowie trener Wiesław Kania, którego tak naprawdę jestem wychowankiem. Jest trochę chaosu i na pewno będzie jeszcze przez jakiś czas, gdyż potrzeba czasu na zmianę dyscypliny z Kickboxingu na boks. Choć wydaję się to podobne, są to dwa inne światy. Zdaję sobie z tego sprawę, więc trzeba tylko czasu i pracy na pełną adaptację, która łatwa nie jest.
Dlaczego, w ogóle zdecydowałeś zamienić kickboxing na boks?
Zawsze ciągnęło mnie do boksu, nawet w kickboxingu dużo pracowałem rękami. Kickboxing jest niszowym sportem. Zbyt wiele jest formuł, które nazywane są kickboxingiem, a są pewnego rodzaju zabawą, a nie walka np. nie można bić mocno, walczy się na macie nie w ringu i później mamy wielu mistrzów świata nie wiadomo skąd, jakiej formuły jakiej organizacji. Ja walczyłem tylko w ringowych formułach, wiec mam czyste sumienie. Śmiech. Myślę, że jednak głównie jest to jakaś niespełniona ambicja, świat boksu jest potężny i rządzi w nim biznes, układy, ale i piękny sport otoczony sławą, wielkimi walkami czy w końcu wynagrodzeniem. Jest to duże ryzyko z mojej strony, ale to ostatni dzwonek w życiu, by marzyć. Żałowałbym do końca życia, gdybym nie spróbował a wierze, że z tej maki będzie chleb, chociaż 21-letni Kick-bokser przechodzący na boks i marzący o najwyższych trofeach cóż … jeśli marzenia cię nie przerażają, to są do dupy, mnie moje przerażają i dam z siebie wszystko by je spełnić.
Co Cię motywuje? Jaki masz w życiu cel? Jest coś lub ktoś, dla kogo żyjesz, walczysz? Nie wydaje mi się, że zostaje się bokserem tylko dla sławy i pieniędzy. Myślę, że to jak z prawdziwym powołaniem księdza do posługi. Chociaż wierząc w to, co piszą w internecie, trudno dziś zdefiniować prawdziwe powołanie. Jak to jest u Ciebie?
Ostatnio parę razy przeszła mnie myśl, że jeśli miałem kiedyś inne wcielenie to byłem gladiatorem, wojownikiem czy rycerzem. To dziwnie brzmi, ale największą moja inspiracja od zawsze był film gladiator z Russell Crowe. Jest to pewien wzorzec. My też całe życie o cos walczymy. Spójrz, jedni ganiają za kasa, inni szukają szczęścia, jeszcze ktoś inny walczy o miłość, ale każdy walczy. Ja walczę i na ringu i poza nim. Chce być wzorcem i autorytetem dla swoich dzieci, powodem do dumy dla mojej kobiety, rodzeństwa i rodziców, którym zawdzięczam życie. Życie sportowca zawodowego to masa poświęceń, ciężkiej pracy, zdrowia straconego, ale jest genialnym wychowawcą-uczy wartości, zasad, kształtuje charakter! Coś, czego w dzisiejszych czasach jest coraz mniej.
Jakie masz plany na przyszłość? Jak widzisz swoją przyszłość w sporcie? Jest miejsce, do którego dążysz i gdy tam dotrzesz, powiesz sobie „good job!”? Czy po prostu nie planujesz i robisz swoje, czekając, co życie przyniesie?
Dużo pracy przede mną, żebym przestawił się na nową dyscyplinę, bo tak naprawdę trwa to dopiero parę miesięcy. Następnie cel jest tylko jeden. Dostać się do grupy zawodowej. W tym sporcie nie uda się nigdzie dalej zajść samemu, wiec musi cię ktoś dostrzec, poświęcić ci czas i poprowadzić do sukcesu. Jak tylko dostanę taką szansę, na pewno ją wykorzystam. W Warszawie trenuję u Łukasza Malinowskiego, który jest drugim trenerem najlepszej grupy zawodowej w Polsce KnockOut Promotions (m.in. Włodarczyk, Głowacki, Szpilka), więc jest to moja szansa na naukę boksu u kogoś, kto na co dzień pracuje z zawodowcami. Więc tak jak mowie, potrzeba zdrowia i czasu i prędzej czy później spełnię swoje marzenia.
Kto Cię wspierał, wspiera na drodze do sukcesów?
Był taki moment, że nie miałem kasy na operacje dłoni. Chętni, którzy mieli pomóc, zmienili jednak zdanie i zostałem sam. Zaufał i zainwestował wtedy we mnie Adam Szkoda z firmy Sprint Express i pomaga mi do dziś. Również Grzegorz Putko z doping24.pl i Tomek Tittinger z tejpy.pl są ze mną od zawsze. Jednak największym moim fundamentem są rodzice. To oni są współautorami każdej mojej sportowej i zdrowotnej przygody. Jesteście wielcy!!
Kiedy zobaczymy kolejną walkę w Twoim wykonaniu? Korzystając z okazji, możesz nas zaprosić (śmiech).
Walczyłem 5 listopada na gali Angeles Of Glory 2 w Sandomierzu, teraz walczę 3 grudnia na kolejnej edycji, tym razem w Bardejovie. 10 grudnia walczę na charytatywnej Gali Mikołajkowej w Warszawie. Grafik napięty, ale potrzebuję zbierać jak najwięcej doświadczenia, tym razem na bokserskim ringu. Serdecznie więc zapraszam do kibicowania i pozdrawiam każdego czytelnika!
Słuchając Twojej historii, przychodzi mi do głowy zdanie wypowiedziane przez słynnego amerykańskiego boksera: „Impossible is nothing.” I jak widać, dla Ciebie nie ma rzeczy niemożliwych.
Życzę Ci zatem powodzenia w dalszej walce.
Just follow your dreams…
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: Damian Pawlos
Jeżeli interesujesz się sportami walki, zajrzyj na portal: www.fightsport.pl, gdzie znajdziesz newsy, wyniki, wywiady oraz wydarzenia z kraju i ze świata.
Polecamy!
Zespół aRTofFOTO.
Pingback: Adrian Ahmad - polski bokser o drodze od amatora do zawodowca. - Twój Portal Fotograficzny()